Duchowość i charakter Witolda Pileckiego

II Wojna Światowa » Duchowość i charakter Witolda Pileckiego

Aby w pełni zrozumieć historię rtm. Pileckiego trzeba zwrócić uwagę na cechy jego charakteru oraz na wartości, które motywowały go do działania. Przede wszystkim warto zadać pytanie: czy bohaterstwo tego żołnierza byłoby możliwe bez katolickiej wiary? O jego pobożności świadczą chociażby dwa obrazy religijne, które do dzisiaj znajdują się w kościele w miejscowości Krupa: namalowany przez niego św. Antoni z Padwy oraz podarowany obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy1. Pojawia się kilka skojarzeń z objawieniami w Fatimie: dzieci fatimskie należały do parafii św. Antoniego z Padwy, a Witold Pilecki urodził się 13 maja, dokładnie szesnaście lat przed pierwszym z objawień. Z pewnością możemy go zaliczyć do grona tych, o których Matka Boża powiedziała, że „dobrzy będą męczeni” za sprawą błędów Rosji oraz straszliwej wojny, która ma nadejść.

Młodzieńcze lata

Pileccy to polski ród szlachecki, którego korzenie sięgają końca XV wieku. Rodzinnym majątkiem Pileckich były Sukurcze niedaleko Lidy, opuszczone jednak, gdy dziadek Witolda, Józef, po udziale w powstaniu styczniowym, został wygnany na 7 lat na Syberię. Podczas, gdy ojciec Witolda pracował jako rewizor leśny w Ołońcu, w południowo-zachodniej Rosji, to matka dbała o staranne religijne i patriotyczne wychowanie swoich dzieci. W tych trudnych warunkach życia na obczyźnie młody Witold wraz z rodziną uczestniczył w Mszach świętych, które były odprawiane w prywatnych domach przez polskich księży zesłańców. Dzieci uczestniczące w tej liturgii wzrastały w rozumieniu Mszy św. jako ofiary. Jak wspomina jeden z uczestników: „Tajemniczość ta, przywodząc na pamięć katakumby pierwszych chrześcijan, potęgowała niewymowne wrażenie tej ofiary”.

Aby uchronić dzieci przed rusyfikacją, matka Witolda w 1909 r. przeniosła się z nimi do Wilna. Wpływ na formowanie charakteru Witolda miał w tamtym czasie udział w nielegalnym harcerstwie. Szczególnie wzruszył go fakt, że jako plutonowy harcerz, bez stopnia wojskowego, został dowódcą placówki strzegącej Ostrej Bramy w noc sylwestrową między 1918 a 1919 rokiem. Kolejnym ważnym doświadczeniem, które miało wpływ na formowanie charakteru Witolda, był czynny udział w wojnie z bolszewikami oraz doświadczenie cudu nad Wisłą. To właśnie podczas tych walk po raz pierwszy w jego zapiskach pojawiły się refleksje dotyczące śmierci. Po latach Witold wspominał, jak 1. listopada wraz ze swoim przyjacielem Staśkiem Kozakiewiczem modlili się w pustym kościele w Rudziszkach za dusze zmarłych kolegów. Tego samego wieczoru Stasiek zginął i „w tym samym kościele nazajutrz Witold, już sam w Dzień Zaduszny, modlił się za jego duszę…”.

Kształtowanie woli

W 1921 roku Witold poznał w Ogrodzie Bernardyńskim w Wilnie tajemniczego mężczyznę, który zaproponował mu bezpłatny kurs filozofii i kształtowania woli. Po siedemnastu spotkaniach z tym „duchowym mistrzem”, młody Pilecki postanowił zakończyć tę znajomość, ponieważ „sam mistrz stracił nieco w oczach Witolda przy bliższym poznaniu”. Niemniej to doświadczenie zachęciło go do dalszej samodzielnej pracy nad swoim charakterem: „Dalej Witold już sam kształci swoją wolę i energię, osiągając duże wyniki”. Jedną z okazji do ćwiczenia woli była stanowcza odmowa przyjmowania łapówek, gdy pracował w oddziale Związku Bezpieczeństwa Kraju (ZBK) w Nowoświęcianach. Taka postawa nie była wcale łatwa, ponieważ, jak sam zauważył: „poprzednio na tych stanowiskach inni inaczej się zachowywali”.

Wielokrotnie znajdował się w sytuacjach, w których musiał zaprzeć się siebie i zrezygnować z własnych marzeń. Zdecydował się na porzucenie studiów na Akademii Sztuk Pięknych ze względów finansowych oraz rodzinnych – nie było komu zająć się majątkiem w Sukurczach. Przywrócenie do stanu świetności zaniedbanego przez lata dworku, było dla Witolda kolejną okazją do pracy nad swoim charakterem: „Nie przyjechałem tu na odpoczynek, lecz skończyć tę pracę wewnętrzną, która trwa już kilka lat”. Załatwianie spraw w sądzie, remont domu, praca na roli – to wszystko było dla młodego panicza tym trudniejsze, że w swych działaniach na rzecz odbudowy Sukurcz był osamotniony.

Z listów do Kazimiery Daczówny

Kolejną trudną decyzją w życiu Witolda było zerwanie kontaktu z Kazimierą Daczówną, z którą przez siedem lat prowadził korespondencję i bezskutecznie starał się o małżeństwo. Był zawiedziony postawą swojej sympatii, która nie potrafiła zdecydować się na poważny związek, a oprócz niego spotykała się również z innymi kawalerami. W tym samym czasie Witold Pilecki jako pracownik Sądu Okręgowego w Wilnie został przydzielony do zbadania sprawy prostytutek, a w jednym z kin miał okazję zobaczyć film pt. Czy warto kochać? Był bardzo przejęty upadkiem kobiecości, jaki zaobserwował w tym filmie oraz w swoim otoczeniu. W jego zapiskach z tamtego okresu oraz w późniejszych tekstach przewija się ten sam motyw: negacja bezrefleksyjnego stylu życia, polegającego jedynie na szukaniu doczesnych przyjemności. Wyrazem tych przemyśleń jest krótkie opowiadanie dołączone do jednego z listów do Daczówny, w którym Witold opisuje najprawdopodobniej fikcyjną rozmowę z kobietą lekkich obyczajów:

…Czegoż płaczesz? Przecież zawsze się śmiejecie wy, co mówicie: „raz żyję, więc użyję”. – Ach czujesz jednak, że jest Bóg… Nie spodziewałem się od Ciebie to usłyszeć. Jednak rzeczywiście jest gniew Boży, skoro takie jak ty płakać umieją. – Dziękuję tobie za twoje łzy, nauczyłaś mnie wiele; wiem teraz, że człowiek do czasu grzeszy i starannie łata tę koszulę, co mu te grzechy przykrywa. Ale gdy sił i nerwów na nici nie wystarcza, łatki nie ma czym przyszyć, a przez dziury sumienie i prawda do ciebie woła. Wtedy uznajesz, że jesteś tylko marnym stworzeniem, wtedy widzisz jasno, że nie korzystałaś z życia a marnowałaś młodość, piękno i siły. Dziękuję, żeś płakała, mam jeszcze naukę, że każde zło, które zrobisz ciebie samego bić będzie w przyszłości, nikogo tym nie skrzywdzisz tylko siebie.

Daczówna do końca życia zachowała jego listy, w których zawarte są również fragmenty dotyczące religijności Pileckiego. „Wiadomo, że poza uczestnictwem w niedzielnych Mszach świętych brał udział także w pielgrzymkach. Tak pojmowanej żywej religijności nie zamierzał Witold ukrywać. Gdy zaszła potrzeba objawiał ją silnie w reakcji na powątpiewanie otoczenia. Szczególnym dowodem takiej postawy jest jeden z ostatnich listów do Daczówny (napisany niedługo po odbytej pielgrzymce do podwileńskiej Kalwarii)”. Na pytanie o intencję pielgrzymki Witold odpowiedział: „Co do intencji, o którą pytasz, to nie uważam za właściwe pertraktować z P. Bogiem w kupiecki sposób, to znaczy: «Ja dla Ciebie Boziu pójdę do Kalwarii, a Ty mnie za to daj to i tamto». Lecz wprost uważam, że tych kilka dni i trochę zmęczenia przyniesionych w ofierze jest bardzo małą cząstką wdzięczności za wszystko co od Boga mam. Za słońce, kwiaty, lasy, za przyjemne i przykre, które znosząc staję się lepszym i najwięcej za to zrozumienie właśnie tego, że i przyjemność i zmartwienie w gruncie rzeczy jest dobre, a nie tak, jak tylko niektórzy z musu powtarzają, że «za wszystko trzeba dziękować Bogu», ja to robię z przekonania […]”.

Gospodarz w Sukurczach i początek wojny

Ta świadomość, że Bogu należy dziękować za wszystko, za chwile przyjemne i przykre, towarzyszyła Witoldowi przez resztę życia. Po założeniu rodziny z Marią z Ostrowskich jego religijność wyrażała się w jak najwierniejszym wypełnianiu obowiązków męża, ojca oraz gospodarza. Jak wspomina syn Witolda, Andrzej Pilecki: „Codziennie składaliśmy mu z Zosią meldunki z porannych obowiązków: o zaścieleniu łóżek, modlitwie i umyciu zębów. Dopiero wtedy mogliśmy zasiąść do śniadania, na które zawsze była owsianka. Nawet przy tej okazji uczył nas odpowiedzialności. Nigdy nie zmuszał nas do jedzenia, nakładał tyle, ile chcieliśmy, ale zamówione przez nas porcje musieliśmy zjeść, bo jedzenia nie można marnować”.

Pan Andrzej wspomina również o dwóch religijnych obrazach, które zdobiły posiadłość: „W Sukurczach były duże, nieekonomiczne okna. Żeby było cieplej, dwa z nich zostały zamurowane. Ojciec namalował tam z jednej strony Matkę Boską karmiącą w błękitach, a z drugiej strony Świętą Rodzinę w brązach”. Postać rtm. Pileckiego wiele osób kojarzy jedynie z sensacyjnymi wydarzeniami, a przecież przez całe lata trzydzieste prowadził zwyczajne rodzinne życie, w którym, na tle innych, wyróżniała go dyscyplina, pracowitość i życzliwość.

Rodzinną sielankę zakończył wybuch II wojny światowej. Od jej początku w życiu rtm. Pileckiego walka przeplatała się z modlitwą. Do swoich Wspomnień z tego okresu dodał następujące zdanie: „Witold modli się w lesie 4.9.39 i robi postanowienie-ślub. Najtrudniejszy na jaki go stać”. Możemy się tylko domyślać słów wypowiedzianej wtedy modlitwy, kolejny ślub Pilecki złożył dwa miesiące później, 10 listopada 1939 roku organizatorzy TAP złożyli uroczystą przysięgę w jednej z kaplic warszawskiego kościoła garnizonowego przy ul. Długiej 15. Przysięgę przyjmował ksiądz Jan Zieja. W grudniu 1939 roku Witold odwiedził swoją żonę i dzieci w Ostrowi Mazowieckiej. Z tamtego czasu zachował się jego wpis do pamiętnika nastoletniej Danusi Wasilewskiej, córki najstarszej siostry Marii Pileckiej. Witold radził jej, by zawsze miała serce i by nie szukała szczęścia na dalekim oceanie: „szczęście samo przyjdzie do Cię na spotkanie […] bo szczęście wszędzie jest, a miłość umie mieszkać wszędzie”. Czy człowiek może być szczęśliwy wszędzie, nawet w obozie koncentracyjnym? Wkrótce nasz bohater będzie miał okazję by się o tym przekonać.

Mistyka Raportów

Raporty z Auschwitz miały zawierać suche fakty, bez żadnych osobistych komentarzy. Witold z trudem próbował relacjonować zdarzenia w ten sposób: „spróbuję więc… lecz człowiek przecie nie był z drewna […] czasami więc, wśród podawanych faktów będę jednak wstawiał myśl, wyrażającą to co się czuło”. Czy wśród tych uczuć możemy znaleźć w raportach doświadczenia o charakterze mistycznym? Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, warto odwołać się do św. Jana od Krzyża, który do swojego dzieła Droga na Górę Karmel dołączył rysunek, przedstawiający dwie błędne drogi, a pomiędzy nimi wąską ścieżkę doskonałości. Wejście na tę ścieżkę polega na całkowitym zaparciu się siebie i wyrzeczeniu się wszystkich przyjemności, zarówno dóbr ziemskich, jak i duchowych pociech, a nawet bezpieczeństwa i radości. Witold Pilecki już w przeszłości podejmował decyzje, które wymagały zapomnienia o sobie. Jednak najbardziej heroicznym z takich wyborów było bez wątpienia dobrowolne udanie się do obozu koncentracyjnego. Ta decyzja z pewnością wymagała przezwyciężenia wielu pokus i wielokrotnego zaparcia się siebie. Należy podkreślić, że rtm. Pilecki nie tylko dobrowolnie zdecydował się na uwięzienie w Auschwitz, ale widząc, że zdarzają się przypadki wykupu więźniów przez rodziny, prosił, by tego nie robić w jego przypadku. Nie decydował się na ucieczkę w czasie, gdy za jednego uciekiniera śmierć ponosiło dziesięciu więźniów. Zwłaszcza w 1941 r., po śmierci św. Maksymiliana Kolbego, organizacja kierowana przez Pileckiego stanowczo potępiała wszelkie próby ucieczek. W 1943 r., gdy nasz bohater uciekał wraz z dwoma towarzyszami, wiedział, że inni więźniowie nie poniosą kary za jego czyn, gdyż w obozie panowały już łagodniejsze zasady. Po udanej ucieczce Witold podjął odważną decyzję, aby nie wracać od razu do rodziny, ale starać się zorganizować od zewnątrz ratunek dla przebywających w obozie.

Nawet w warunkach obozowych rtm. Pilecki dbał o wypełnianie obowiązków religijnych: „poznałem w Oświęcimiu paru dzielnych księży, m.in. ks. 87, który był kapelanem naszej organizacji. Mieliśmy zakonspirowane od niepożądanych oczu nabożeństwa i spowiedzi. Komunikanty otrzymywaliśmy od duchowieństwa z wolności dzięki kontaktom z ludnością spoza obozu”. Jako więzień obozu Pilecki nie przestał być praktykującym i pobożnym katolikiem. Zwrócił uwagę na wiszący na krzaku obraz Matki Bożej, który „z jakimś spokojem samotnie tu tkwił i pozostał cały wśród tego chaosu i zniszczenia”. Jednak na szczególną uwagę zasługują opisy doświadczeń o charakterze mistycznym: „Nastąpiło niejako rozdwojenie. Wtedy, gdy ciało było stale udręczone, duchowo człowiek czuł się czasami – nie przesadzając – wspaniale. Zadowolenie zaczęło się gnieździć gdzieś w mózgu, tak z powodu przeżyć duchowych, jak i z powodu ciekawej gry, czysto intelektualnej, którą prowadziłem”.

Ten fragment może budzić u czytelnika zdumienie – jak to możliwe, żeby w tak ekstremalnych warunkach odczuwać radość duchową? Możemy przypuszczać, że rtm. Pilecki w ciężkich warunkach obozu doświadczył tego, o czym pisał św. Jan od Krzyża: „Aby dojść całkowicie do wszystkiego, musisz zaprzeć się siebie całkowicie we wszystkim. […] W takim ogołoceniu duch znajdzie swój pokój i odpocznienie”. Ta chęć ogołocenia się ze wszystkiego i związany z nią postęp w życiu duchowym, znajdują się również w opisie reakcji Witolda na widok złota, obok którego przechodził obojętnie. Niezależnie od tego czy rtm. Pilecki znał dzieła św. Jana od Krzyża, podążał konsekwentnie według zasad wytyczonych przez tego Doktora Kościoła, dla którego chęć posiadania bogactw lub sławy oznacza spadek z drogi doskonałości. Rezygnację ze swoich podstawowych potrzeb i heroiczną miłość bliźniego odnajdujemy u Pileckiego w opisie jednego z najtrudniejszych doświadczeń z Auschwitz. Witoldowi doskwierała wtedy mroźna zima, grypa z gorączką dochodzącą do 39 stopni oraz setki wszy. Wreszcie więźniowie przeszli odwszawianie, siedząc nago w kilkuset na sali. W Raportach czytamy: „Rano rozdano nam ubrania i pognano na wiatr i mróz przez plac do bloku 3a. Płaszcz swój oddałem choremu wtedy również Antkowi Potockiemu. Ta noc mnie wykończyła”.

Ilu ludzi w tak ekstremalnie trudnej chwili zdecydowałoby się zupełnie bezinteresownie oddać swój płaszcz bliźniemu? Oprócz cnoty miłości w raportach z Auschwitz odnajdujemy również wielką cnotę wiary. Nasz bohater planując wyjście z obozu nie polega na własnych siłach, ale całą ufność pokłada w Bogu: „Jest zawsze pewna różnica pomiędzy powiedzeniem, że się zrobi a samym dokonaniem tego. Dawno już, przed laty, pracowałem nad tym, żeby te dwie rzeczy spajać w jedną całość. Lecz przede wszystkim byłem wierzącym i wierzyłem, że jak Bóg zechce pomóc, to wyjdę na pewno”.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że wielu autorów opisując obozy zagłady zadawało pytania: „Gdzie był wtedy Bóg?”, „Czy możliwa jest wiara w Boga po Auschwitz?”. Ateizujący nauczyciele nieraz wykorzystywali tego typu pytania, aby oddalić swoich uczniów od Kościoła. Raporty Pileckiego pokazują zupełnie inną perspektywę i są dowodem na to, że doświadczenie obozu koncentracyjnego nie tylko nie doprowadziło naszego bohatera do utraty wiary, ale jeszcze tę wiarę wzmocniło. Niedługo po ucieczce z Oświęcimia Witold pisał pełne ciepła i humoru listy do swoich dzieci. Wprost nie można uwierzyć, że pisał je człowiek, który niedawno przeżył piekło obozu. Podzieliłam się tymi przemyśleniami z panem Andrzejem Pileckim, który stwierdził: „Ja się cały czas Ojca uczę, to rzeczywiście niesamowite jak on potrafił się tak wyłączyć i przejść z jednego tematu na inny”.

Nawrócony łotr i więzienie na Rakowieckiej

W 1946 i 47 roku Witold często modlił się w kościele św. Zbawiciela w Warszawie przy ołtarzu św. Ekspedyta, który jest patronem spraw pilnych i beznadziejnych. Pan Andrzej Pilecki podkreślał również, że jego Ojciec modlił się o nawrócenie wrogów i nie chował nienawiści. „Wiem, że przynajmniej jednego człowieka udało mu się nawrócić”, tymi słowami syn rotmistrza komentuje często przytaczaną historię nawróconego kryminalisty, który w więzieniu na ul. Rakowieckiej roznosił jedzenie innym więźniom. Po latach Andrzej Pilecki spotkał tego człowieka: „Opowiadał mi, że kiedy przynosił do celi posiłek rotmistrzowi, ten był zatopiony w tak głębokiej modlitwie, iż nawet tego nie zauważał. Postawa religijna mojego ojca tak mocno wpłynęła na tego kryminalistę, że po wyjściu z więzienia porzucił on dotychczasowy sposób życia, stał się człowiekiem wierzącym i postanowił pomagać innym”.

Witold już w młodości nie był przywiązany do doczesności i często myślał o rzeczach ostatecznych, swą uwagę kierując w stronę tego życia, które nadejdzie po śmierci. Dlatego na ścianie swojej celi z czystym sumieniem mógł napisać „Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać”. Jest to cytat z dzieła O naśladowaniu Chrystusa, które pozostawił swojej rodzinie jako testament, a w ostatnich latach wiele osób w Polsce odkryło tę lekturę właśnie dzięki niemu. Warto byłoby zebrać świadectwa młodych osób, które fascynacja postacią rtm. Pileckiego doprowadziła do nawrócenia oraz do regularnej lektury duchowej. Znamienne jest też świadectwo ks. Czajkowskiego, który stwierdził, że żyje tylko dlatego, iż Witold Pilecki nie chciał przeciw niemu świadczyć.

Przesłanie dla nas

Rotmistrz Pilecki pozostawił swojej żonie Marii następujące przesłanie dla swoich dzieci: „Kochajcie ojczystą ziemię. Kochajcie swoją świętą wiarę i tradycję własnego Narodu. Wyrośnijcie na ludzi honoru, zawsze wierni uznanym przez siebie najwyższym wartościom, którym trzeba służyć całym swoim życiem”. Chociaż przytaczamy wiele wartościowych słów wypowiedzianych lub napisanych przez Witolda Pileckiego, to jego syn prosił ,aby podkreślić, że wiara jego ojca wyrażała się przede wszystkim w uczynkach a nie w słowach: „najważniejsze są czyny a nie deklaracje”.

Andrzej Pilecki od Ojca nauczył się następującej postawy: „Jak coś zaczynasz robić to myśl o końcu. Jeśli nie wiesz, że skończysz coś dobrze, to lepiej nie zaczynaj”. Zauważył również, że jego Ojciec „myślał naprzód, chciał w nas pewne cechy wyrobić, bo wiedział, że nie będziemy razem”. Z cech, które udało mu się przejąć po ojcu, pan Andrzej wymienił spokój i skupienie. Rotmistrzowi nieustannie towarzyszyła świadomość, że nasze życie na ziemi wkrótce się skończy. Te rozważania odnajdujemy we wstępie do Raportów napisanym w 1946 roku: „Człowiek w ostatnich chwilach swego życia, jeśli się zechciał zwierzyć szczerze, przyznał zawsze, że tylko to po nim zostało na ziemi wartością trwałą i pozytywną, co dać potrafił z siebie innym ludziom – w tej lub też innej formie. A iluż takich było, co przed śmiercią dopiero stwierdzić zdolni byli, że przez swe całe życie – wciąż oszczędzając serca innym – nie dali nikomu właściwie nic i teraz, odchodząc z ziemi – za sobą zostawili pustkę, a serce, które się wkrótce już tylko w bryłę miało zmienić , w rzeczywistości nieczułą bryłą przez całe życie było”. W tym samym tekście „Ochotnik do Auschwitz” wyraża wielkie pragnienie poświęcenia się dla innych: „A, że swe serce daję jak mi powiedział jeden z przyjaciół… Gdybyż tak było! Gdybyż swe serce można było dać w ten sposób i dać je wszystkim ludziom. I gdybyż z tego wynikła dla nich jakaś prawdziwa korzyść… Serca bym nie żałował”.

Podsumowanie

Próbując odpowiedzieć na pytanie, jaka była duchowość rtm. Witolda Pileckiego możemy stwierdzić, że jest to religijność pełna bezgranicznej ufności w Boga, wiernie podążająca za wskazówkami z dzieła O naśladowaniu Chrystusa. Ta religijność uformowała człowieka, który za każdym razem wybierał krzyż i ofiarę, rezygnując z własnych przyjemności. Jest to duchowość człowieka, który „nie cieszy się z niesprawiedliwości, ale współweseli się z prawdą” i nie godzi się na żaden kompromis z fałszem. Postawa rtm. Pileckiego wiąże się również z przekonaniem, że, aby być dobrym człowiekiem, nie wystarczy nie czynić źle, należy również odpowiedzieć na otaczające nas zło, w obliczu którego nie można stać bezczynnie. Jego przykład może zmotywować nas do tego, aby nie wstydzić się swojej wiary, wyjść poza przeciętność, dążyć do świętości i odważnie działać: „Widziałem takich (szczególnie mężczyzn), którzy niby są wierzący, a wstydzą się wyraźnie przeżegnać i robią coś w rodzaju namiastki znaku krzyża. Jest to doskonały przykład psychozy wstydu i lęku – żeby jakiś bałwan z tłumu – kolega – nie «podeśmiał». […] Wcale nie znaczy to, że chciałbym siebie ponad innych wynieść – Przeciwnie! Chciałbym wstrząsnąć każdym, żeby z tego dorośniętego tylko do pewnego znormalizowanego poziomu – tłumu, wystrzeliły, jeśli nie można wszędzie – to przynajmniej tu i ówdzie – pędy myśli, czynu”.

Za pomoc w powstaniu tego artykułu dziękuję: Panu Andrzejowi Pileckiemu, Panu Dr Krzysztofowi Trackiemu, Pracownikom Muzeum Kresów i Ziemi Ostrowskiej w Ostrowi Mazowieckiej, Pracownikom oddziału IPN w Katowicach – Panu Dr Ryszardowi Mozgolowi i Panu Mikołajowi Wolskiemu oraz Księdzu Łukaszowi Szydłowskiemu, dzięki któremu zainteresowałam się tym tematem.

Anna Mandrela

 

źródło: bibuła.com